Doskonalenie techniki jazdy – operowanie kierownicą, czyli jak kręcić wolantem, aby wóz skręcił?

Czy niedoceniany drobiazg.
Czy niedoceniany drobiazg.
Operowanie kierownicą.

Po kilku dniach wróćmy do naszego samochodu, w którym zajęliśmy już pozycję. Nie będzie nam nic przeszkadzać w operowaniu przyrządami takimi jak kierownica, gaz, czy hamulec (nad sprzęgłem się nie zatrzymam ani sekundę, gdyż na tym etapie służyć nam będzie wyłącznie do ruszania i zmiany biegów). Wrócę jednak do jeszcze jednego elementu zajmowania pozycji, o którym nie wspomniałem poprzednio. Chodzi tutaj o pozbycie się wszelkiej zbędnej odzieży typu: kurtka, polar, bezrękawnik, marynarka itd. Zasiadając za kierownicą te elementy są niepożądane z dwóch przyczyn: po pierwsze w znaczny sposób ograniczają ruchy rąk, często rękawy kurtki, czy płaszcza krępują ręce i ramiona, co ogranicza ich zdolności motoryczne. Po drugie taka zbędna odzież działa amortyzująco w trakcie uderzenia. Wyobraźcie sobie grubą kurtkę puchową, na której spoczywają zapięte pasy bezpieczeństwa. Te pasy nie przylegają bezpośrednio do ciała kierowcy, lecz są od niego oddalone dobrych kilka centymetrów niezależnie od tego, jak bardzo będziemy się je starali dociągnąć. Jednak w trakcie wypadku, siła działająca na ciało powoduje przemieszczanie go, dopóki nie zatrzymają go pasy. Pokonując te kilka lub kilkanaście centymetrów ciało cały czas przyspiesza i nabiera ciężaru. Uderza o pasy z siłą wystarczającą do oderwania płuc, śledziony, połamania żeber. Uwaga-żebra są bardzo niebezpieczne, ponieważ połamane mogą uszkodzić serce i inne organy wewnętrzne. Nawet jeżeli ciało zatrzyma się na pasach istnieje ryzyko, że będzie już za późno, ponieważ z każdym ułamkiem sekundy podczas przyspieszania nabiera masy. Pokona jeszcze kilka centymetrów (jeżeli pasy nie były zblokowane) zanim zadziała blokada inercyjna, następne centymetry ciało pokona w trakcie naciągania tkaniny pasów, co stanowi ok. 20cm naciągnięcia na długości całego pasa. Sumując te wszystkie centymetry, jakie pokonało ciało w trakcie uderzenia może się okazać, że nos kierowcy jest już głęboko wkomponowany w kierownicę lub uderza w wybuchającą właśnie poduszkę. Potem przeczytamy w gazetach, że to była wadliwa poduszka, która zabiła kierowcę. Eliminując z tego łańcuszka kurtkę mamy wpływ na kilka centymetrów. Dodając do tego jazdę w już zblokowanych pasach okazuje się, że nasze szanse rosną.

 

Ręce na kierownicy w pozycji "za piętnaście trzecia"
Pozycja wyjściowa

Siedzimy więc już za kierownicą. Proponuję trzymać ręce w pozycji wskazówek godziny 2:45 (za piętnaście trzecia). W samochodach bez poduszki powietrznej dopuszcza się ręce w pozycji „za dziesięć druga”. Ja jednak jestem zwolennikiem tej pierwszej, gdyż umożliwia wykonanie głębszych skrętów kierownicą.

 

Tak jest ŹLE !!!
Pozycja ta nie daje możliwości wykonania głębokiego skrętu kierownicą.

 

 

Proponuję następujący test: połóż obie ręce u szczytu kierowniczy, jedną obok drugiej.

 

 

 

Taki skręt jest nieprawidłowy.
Ze złego ułożenia rąk na kierownicy, nie mamy możliwości wykonania głębokiego skrętu. Dodatkowo, uchwyt jest niepewny i nie daje czucia.

 

 

Sprawdź ile możesz skręcić nie odrywając rąk od kierownicy.

 

Głęboki skręt
Najgłębszy z możliwych skrętów, wykonany bez odrywania rąk od kierownicy. Zwracam uwagę na skrzyżowane ręce: w zasadzie nie powinno się doprowadzać do skrzyżowania rąk na kierownicy, jeżeli jesteśmy w stanie przewidzieć każdy skręt. Jednak w sytuacji zagrożenia takie „wyjątkowe” zachowanie daje możliwość bardzo szybkiego i głębokiego skrętu, bez konieczności przekładania rąk na kierownicy.

 

 

 

Teraz zrób to samo, ale z rękami w pozycji „za piętnaście trzecia”. Zobacz jaka jest różnica w możliwości wykonania pełnego skrętu. Mnie osobiście ta różnica poraża, dlatego nic mnie nie przekona do innego sposobu trzymania kierownicy.

 

 

 

 

 

Wysoce sporną kwestią jest pytanie, czy kierownicę trzeba ciągnąć, czy pchać? Już wyjaśniam o co chodzi. Załóżmy, że przygotowujemy się do skrętu w lewo. Lewą ręką ciągniemy kierownicę, a prawą pchamy. W tym miejscu pojawia się pytanie, którą ręką możemy wykonać większość pracy? Każdy ergonomista czy też behapowiec powie, że lepiej jest zginać rękę, czyli w tym przypadku ciągnąć za kierownicę w lewo. Niejedna szkoła jazdy też uczy tego rozwiązania. Ba! Niejeden zawodnik przyzna, że woli ciągnąć za kierownicę. Ja jednak jestem zwolennikiem wykonania tego skrętu pchającą ręką. Dlaczego? Nie będę tutaj rzucał nazwiskami autorytetów którzy mnie przekonali. Po prostu ją wyjaśnię. Otóż jeżeli przy skręcie w lewo będziemy ciągnąć za kierownicę lewą ręką narażamy się na przyciąganie tułowia w kierunku kierownicy, a co za tym idzie, zrywamy magiczne połączenie łopatki z oparciem. Nie jest to jednak koniec ułomności tej metody. Lewa ręka w trakcie ciągnięcia za kierownicę napina się, co zmniejsza wyczucie i precyzję. Proponuję próbę polegającą na delikatnym podciągnięciu się lewą ręką i sprawdzeniu na ile precyzyjne ruchy kierownicą można wykonać. Trochę niewygodne, prawda? Przy wykonywaniu pracy prawą ręką, czyli tą, która pcha kierownicę przede wszystkim gruntujemy swoją pozycję w fotelu. Proponuję również sprawdzić na ile precyzyjny jest ruch, kiedy kierownica jest popychana. Jeśli do preferowanej przeze mnie metody kogoś nie przekonam, to jednak nie załamię się z tego powodu. Wędrując po szczeblach drabiny umiejętności powożenia dochodzi się kiedyś do pewnego etapu, kiedy kierowca nie zastanawia się czy pchać kierownicę, czy jednak za nią ciągnąć. Po prostu czując reakcje samochodu i będąc z nim zespolonym zaczynamy go „ustawiać do zakrętu”.  Można też „rzucić samochodem w zakręt”. Może na początku dla niektórych te sformułowania wydadzą się próbą zabłyśnięcia rajdową gwarą. Wiem jednak, że przykładając się do treningów i wykazując odrobinę cierpliwości zajawieńcy, którzy regularnie odwiedzają portal o takiej tematyce, wnet zrozumieją sens tych cytatów. Już sam fakt, że ktoś czyta to zdanie świadczy o niemałym uporze w dążeniu do polepszenia swoich umiejętności.

 

pozycja wyjściowa
Rozpoczynam skręt kierownicą.

Nie chcąc jednak odbiegać od tematu, przejdę do opisu oczekiwanych przez wszystkich ćwiczeń. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że pierwsze z nich może się na początku wydać trywialne. Jednak sens tego ćwiczenia podyktowany jest moją wieloletnią obserwacją, że dominująca większość kursantów, którzy zaczynają się doskonalić ma poważne problemy z kręceniem kierownicą.

Nie dopuszczam do skrzyżowania rąk.
Ręka, która znalazła się na dole puszcza kierownicę. Tą rękę przekładam na górę, drugą ręką dalej wykonując skręt.

Te problemy obserwuję już na etapie bardzo prostego slalomu rozgrzewkowego pokonywanego na pierwszym biegu! Dla moich kursantów jednak takim bardziej miarodajnym obrazem jest bezradność w trakcie, kiedy wypadają na trawę, lub kiedy bagażnik własnego samochodu za żadne skarby świata nie chce przestać ich wyprzedzać. Tutaj właśnie objawia się pierwszy zasadniczy problem: brak pamięci mięśniowej w rękach i ramionach.

W ten sposób wracam do pozycji wyjściowej.
Dzięki przełożeniu rąk, wracam natychmiast do pozycji wyjściowej. Koła są nadal skręcone.

Większość pogromców szos jest przyzwyczajona do operowania wolantem lewą ręką, podczas gdy prawa spoczywa bezpiecznie na lewarku. Niestety prowadzi to do tego, że potem inaczej skręcają w lewo, a inaczej w prawo. Najlepszym treningiem jest pójście na pobliski tor kartingowy – dobrze by było, żeby wózki miały proste ramy i prężne silniki, aczkolwiek na kosiarkach też można się szkolić. Jazda kartem wypracowuje odpowiednie partie mięśni, odpowiedzialne za skręcanie. Nie konsultowałem nigdy tej czynności z żadnym fachowcem z dziedziny anatomii, więc nie odpowiem na pytanie, które mięśnie kręcą kierownicą. Drugą jednak metodą ich wyrobienia jest ćwiczenie, polegające na jechaniu pierwszym biegiem, bez gazu i sprzęgła. W takiej sytuacji samochód się toczy z prędkością wystarczającą do tego, żeby nie zarżnąć wspomagania. Jeśli go nie mamcie, to korzyści wynikających z toczenia się nie muszę Wam tłumaczyć. W trakcie takiej niemrawej jazdy zacznijcie kręcić kierownicą najpierw w jedną stronę (aż usłyszycie charakterystyczne „puk” i nie będzie się już dało bardziej skręcić), a następnie w drugą stronę. Zacznijcie od przejechania dystansu pozwalającego na wykonanie piętnastu skrętów. Na początek wystarczy. Jeżeli po kilku tygodniach ćwiczeń uda Wam się przejechać 300 metrów na wprost, nie zjeżdżając przy tym do rowu, to znak, że jesteście w domu. Proponuję ćwiczyć najwyżej dwa razy w tygodniu, ażeby nie nabawić się zakwasów. Samochód to nie jest siłownia, więc wszelkie zmęczenie nie jest mile widziane. Prostsza wersja ćwiczenia: na co dzień parkując przestań kręcić kierownicą jedną ręką ruchem przypominającym zmywanie garów, a zacznij parkować używają dwóch rąk (bieg zmienisz pół sekundy później – przeżyjesz taką stratę). Po dwóch tygodniach takich ćwiczeń, zakładając że parkujesz i ruszasz z parkingu co najmniej 4 razy dziennie, będzie o niebo lepiej – gwarantuję.
Myślę, że do czasu napisania przeze mnie kolejnego rozdziału każdy z Was będzie miał okazję przynajmniej raz spróbować tego, o czym dzisiaj pisałem. Sugeruję zabezpieczenie sobie dużej ilości bezpiecznego miejsca pozbawionego wysokich krawężników. Nawet przy najbanalniejszym ćwiczeniu może przydarzyć się głupia przygoda i zamiast cieszyć się postępami, będzie trzeba ładować wóz na lawetę. Proponuję również przyłożyć się do opisanego ćwiczenia, gdyż za jakiś miesiąc opiszę jakie jeszcze inne przyrządy znajdujące się w Waszych pojazdach służą do skręcania. Narwanych matadorów uprzedzę jednak stwierdzeniem, że nie chodzi mi tutaj o „wajchę” – ręcznym hamulcem fachowo zwaną.

Poniżej, kilka przykładów fatalnego operowania kierownicą:

Ale ze mnie wtardziel.
Pozycja na luzaka – czyli jedną ręką trzymam kierownicę, drugą trzymam za lewarek. Luzak musi być gotowy do natychmiastowej zmiany biegu. Drugim wytłumaczeniem może być fakt, że boi się, że ktoś mu ten lewarek gwizdnie.
Samochód to nie jest wózek widłowy.
Typowy widok: gość zmywa gary. Ależ on jest szybki! Oczywiście lewą rękę trzyma na lewarku, bo zaraz będzie wbijał wsteczny bieg. To jest wyścigowiec-parkingowiec.
Wkłada rękę do środka - źle!
To taki archaizm, z czasów kiedy po drogach jeździły Pabiedy bez wspomagania. Błagam, nie róbcie tak.
Leniwiec :)
Takich znawców spotykam na autostradach – nie ma to jak wypoczynek przy 180 km/h.

Życząc Wam gumowych słupów pozdrawiam gorąco,
Kuba.

foto: Michał Dek.

P.S.

Podobało się? Zalajkuj proszę:)

5 myśli w temacie “Doskonalenie techniki jazdy – operowanie kierownicą, czyli jak kręcić wolantem, aby wóz skręcił?”

    1. Chętnie podłożę głowę:) Może przesadziłem z upraszczaniem, zdaję sobie z tego sprawę. W ten sposób jednak nie-fizykowi będzie łatwiej zrozumieć. Przynajmniej taką mam nadzieję.
      Mnie nie chodzi o pełne wyjaśnienie praw fizyki, a jedynie o zwrócenie uwagi na jeden konkretny czynnik, który sprawia, że samochód potrafi być posłuszny. Zresztą o fizyce nie potrafię mówić, ani pisać:) O wozach przynajmniej potrafię mówić, czy potrafię pisać to ocenią odwiedzający:)

  1. Bardzo trafnie.
    O czym tu mówić 🙂 Ci co chcą jeździć lepiej zawsze będą czytać podobne do tych, dobre teksty.
    Reszta pozostanie na zawsze nieświadoma, niestety.
    Trenować, to prawda, trzeba zawsze, nawet podjeżdżając do sklepu po gazetę.
    Maniacy tacy jak ja, również wizualizują sobie pewne zachowania „na sucho”.
    Ważną sprawą, której ktoś mnie kiedyś nauczył, jest również każdorazowe ściągnięcie pasa w odcinku lędźwiowym, co idealnie wpisuje się w powyższy tekst i zabezpiecza przed wieloma poważnymi urazami dodatkowymi.

    Pzdrwm

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *