Maserati 4200 GT – nerwus, czy dostojnik?
Szperając po internetowych forach można doszukać się praktycznie każdej opinii, na każdy temat. Nawet jeśli owa opinia jest zupełnie absurdalna ma prawo do ujrzenia światła dziennego. W takiej sytuacji na ustach czytelnika pojawia się pobłażliwy uśmiech, sugerujący posiadanie zgoła odmiennego zdania. Tak było, kiedy trafiłem na wypowiedź na temat Maserati 4200GT. Opisujący swoje doznania internauta określił ten samochód, jako fatalny pod względem trakcyjnym model, z powodu „nadmiernie uciekającego tyłu”. Szanowny Internauto – pomyślałem natychmiast – przecież to samochód sportowy, a cóż może być fantastyczniejszego w takim aucie jak łatwość z jaką skręca, zwłaszcza kiedy towarzyszy temu nadarzająca się okazja to kontrowania kierownicą! W tej samej chwili postanowiłem odszukać taki samochód i namówić jego właściciela do powierzenia mi swojej zabawki, w celu sprawdzenia słuszności tezy owego internauty. Pestka…
Granatowa bestia ostrząca na mnie swój trójząb, stojąc na torze przejawiała typową włoską sylwetkę samochodu sportowego. Mimo, że nie jest to już najnowszy samochód, ponadczasowa bryła robi wrażenie. Smak, delikatna muskulatura podkreślona eleganckimi liniami nadwozia – niczym garnitur od Armianiego podkreślający sylwetkę sportowca. Oczywiście klasyczny układ – silnik z przodu, napęd z tyłu – wymusiły długą linię maski skrywającą turbodoładowaną V-ósemkę.
Czas otrząsnąć się z zadumy i porwać kluczyki od samochodu. Właściciel coś mówił o ubezpieczeniu, ale nie wiem co – nie doleciało już do mnie. Odpalenie silnika jest wspaniałym przeżyciem, za każdym razem dostarczającym wysokoobrotowych emocji. Buglot zupełnie niespotykany w amerykańskich V-kach przypomina natychmiast o sportowym rodowodzie zrodzonym na europejskich torach wyścigowych. Natychmiast ogarnął mnie żal, z powodu braku w pobliżu jakiegoś tunelu.
Pierwsze okrążenia staram się pokonywać rozważnie, przeznaczając ten czas na poznanie „zabawki”. Maserati jednak bardzo szybko oddaje się władzy kierowcy i kusi swoim rozkładem masy. Uległem tej pokusie bardzo szybko, coraz pewniej montując się w łuki. Na ciaśniejszej partii przyszła kolej na zapoznanie się z pierwszymi ślizgami za kierownicą niebieskiego coupé. Silnik natychmiast reaguje w pełnym zakresie obrotów, powodując ucieczkę tylnych kół w kierunku zewnętrznej strony zakrętu. Czysta poezja, gdyż Maserati 4200GT jest samochodem doskonale skonstruowanym, dzięki czemu kontrolowanie ślizgu jest pozbawione jakiejkolwiek nerwowości. Nie jest to zatem samochód dla emerytów – jak twierdzą przeciwnicy tej marki. Tym bardziej, że strachliwy kierowca nadmiernie asekurujący się hamulcem natychmiast dostanie po głowie – te w Maserati tego nie lubią, potrafią się szybko przegrzać.
Niektórzy twierdzą, że model ten (jak to na włoskie auto przystało) często się psuje. Na opinię jednak w dużej mierze zapracowało 3200GT, gdzie zblokowanie komputera przy 200km/h, czy też wymiana uszczelek pod głowicami zdarzały się przy przebiegach rzędu 10-20tys km. Jednak regularnie serwisowane 4200GT, które było obiektem owego testu ma przejechane ponad 50tys km, a jego właściciel bynajmniej nie używa go do cruisowania po bulwarach.
Jest to prawdziwa sportowa maszyna z klasą, dostępna za dużo mniejsze pieniądze niż Ferrari. Za 100-200tys można poczuć smak włoskiego supersamochodu, w dodatku nadającego się do dłuższych przejażdżek nawet po polskich drogach – rzadko spotykany kompromis.